czwartek, 22 stycznia 2009

Po przerywniku - bajanie o czasie wolnym i tym mniej wolnym.

Część I
Oj, się przerwa zrobiła w przelewaniu myśli na wirtualne kartki. Cały kwartał. Zaczęłam się zastanawiać czy to nie jest przypadkiem efekt tego, że jak mi dobrze to nie piszę. Ale nie.
Im - teoretycznie - więcej ma się czasu na robienie takich rzeczy jak pisanie bloga, tym bardziej się tego nie robi. Brak specyficznego grafiku, przydzielającego czas na pracę i pracę (że tak to nazwę) stwarza problemy z wyłuskaniem paru minut na napisanie tego i owego. Brak etatowej pracy - to dopiero wspaniałe okoliczności do poznania lepiej samego siebie oraz obserwacji czasu...
I co ja takiego zauważyłam?

Zanim coś ugotuję muszę posprzątać- irytuje mnie brudna kuchenka, kubki w zlewie, okruszki na blacie. A czas leci. Podłoga nie zamieciona też mi spokoju nie daje, więc zamieść muszę. Gotowanie w czasie krótkim już opanowałam, więc to jest w porządku, gorzej na drugi dzień - jak zostaną garnki do mycia to znowu godzina na zmywanie i zamiatanie zanim się cos przyszykuje. I tak na okrągło...

Zakupy. Nie lubię wychodzić z domu sama na zakupy. Już nawet nie chodzi o to, że robię te zakupy sama, tylko że trzeba wyjść i kursować z siatami w te i nazad zwiedzając wiele sklepów, żeby cały asortyment zapotrzebowany dostarczyć do domu.

Pranie. Niby pralka pierze, ale jak trzeba wyjść to muszę ją wyłączyć - z uwagi na ewentualne powodzie w razie pęknięcia czegokolwiek. A jak wrócę to muszę pamiętać, żeby włączyć. Jak wypierze trzeba porozwieszać (i pamiętać, żeby nie zostało w pralce za długo, bo wtedy zatęchnie i dupa Jasia - trzeba przeprać znowu).

Gotowanie - jak już napisałam - jakoś idzie, bo okazało się, że to jedna z moich ulubionych czynności. Te procesy twórcze - o tak! Najczęściej jak moje Kochanie wraca do domu to produkcja jest w toku. Kochanie ziemniaczki obierze (jak akurat jeszcze nie obrane), albo cebulkę pokroi... Zrobić pomoże i zjeść też pomoże. Najważniejsze to pamiętać, żeby odpowiednio wcześniej mięso rozmrozić, bo inaczej koncepcja obiadu upada. I odpowiednio wcześniej wymyślić, co na ten obiad będzie - rzecz jasna. Brak jakiegoś składnika może niestety wszystko przewrócić do góry nogami.

Pieczenie chleba. To jest kwestia dosyć zawikłana, bo zdarza się, że orientacja w temacie następuje za późno i do pieczenia nie dochodzi (wyjmowanie chleba z piecyka o 1 w nocy odpada). Ponadto pieczenie chleba nie jest twórcze, bo sprowadza się do wrzucenia składników w kubełek i przyciśnięcia przycisku. Niby proste, ale zabiera czas odrywając od innych czynności. Wymaga uziemienia na 3,5 h w razie awarii - w tym przypadku zwarciowo - ogniowej.

Moja praca (jeszcze nieoficjalna). Moja praca wymaga skupienia, natchnienia i czasem duuuużo czasu. W zależności od tego, co akurat robię. Lakiery, farby - mimo suszenia mechanicznego muszą swoje odstać i schnąć kilka godzin. Inne przedmioty krócej, lub dłużej,. Ale to przecież nie wszystko. Jeszcze cały proces twórczy, koncepcyjny. To ja muszę usiąść i robić za projektanta, realizatora i marketingowca. Na to też potrzeba czasu. A nawet więcej - na to potrzeba odpowiedniego nastawienia i wyciszenia.
Czy można to znaleźć między praniem, gotowaniem i zakupami? Niekoniecznie.

Część II

I teraz jeszcze jedno: co można zrobić, jeśli się nie przebywa w domu cały dzień? Niewiele. Zakupy najczęściej są do dupy, że tak zrymuję. Kupowanie drożej jest bez sensu (jednak większe miasto wymusza wyższe ceny), ponadto towar jest kiepski. Nie ma to, jak sprawdzone sklepiki i sprawdzeni sprzedawcy. Przy wyprawie do miasta wojewódzkiego (tak je nazwijmy) zero prania, zero gotowania, zero sprzątania. A człowiek cały czas taki oceniany przez Kochanie, że przecież nie pracuję to mam dużo czasu na wszystko i dlaczego się nie wyrabiam? Przecież samochodem jeżdżę to łatwiej mam. I szybciej. Ale nie w tym zakorkowanym molochu miejskim! I mam znowu poczucie, że parę godzin gdzieś się ulotniło. Chyba, że stoję w kolejce w urzędzie 2 godziny albo leżę na fotelu dentystycznym to wiem gdzie się ów czas ulatnia.

Po jednym dniu intensywnego jeżdżenia samochodem jestem tak zmęczona, że nic mi się nie chce. Mam czasem ochotę być zawieziona tu i tam. Żeby tak pod sklep, a ja tylko wejdę i będę sobie wrzucać przez godzinę do koszyka jakieś fajne rzeczy (a nie że szybko, szybko - serek, masło, bieg do kasy). A jak usiądę do pracy to o żadnym obiedzie ani praniu nawet nie pomyślę, ani o zakupach. Tylko będę robić. A potem obiad dostanę. A potem usiądę z książką w łóżku, albo film obejrzę, chlebek się wstawi, upiecze, rano kanapki na śniadanie dostanę...

Czasem to wyobrażanie sobie tego i owego zajmuje trochę czasu - człowiek tak usiądzie z herbatą i myśli. I wie, że nie musi tak pędzić jak cała reszta świata. I wtedy, jak ma już wstać i się ruszyć to dokonuje heroicznego wysiłku, za który niekiedy medal powinien dostać. I ja tak mam czasem. Praca w domu, praca samemu to niezmiernie wymagająca sprawa. Jeśli jest się samemu sobie sterem, żeglarzem, okrętem to trzeba się czasem dwoić i troić, żeby spełnić swoje marzenia. A jak się uda to czworzyć, bo czwarte wcielenie powinno poklepać po plecach, pogłaskać po głowie i pochwalić pozostałe trzy za dobrą robotę.

Dlatego pierwszą rzeczą, jaką dzisiaj kupię będzie kalendarz z godzinową rozpiską. I wszytko zostanie ładnie rozplanowane, zanotowane i wyliczone. Żeby wszystkie cztery moje postaci wiedziały co robić.

2 komentarze:

Majlook pisze...

Nie ma co ukrywac, opisalas stary jak swiat problem wielu kobiet :)) Najgorsze w tym jest to, ze facet to przeczyta i powie: przesadzasz, przeciez pomagam CI ile moge. No i sie okazuje, ze jestesmy za wymagajace, i za laskawe. W koncu Kochanie caly dzien w pracy to zmeczony wrocil, a my takie wredne baby jeszcze marudzimy, o niewdzieczne ;)
Wiesz ja sobie mysle, ze w niektorych sytuacjach trzeba odpuscic, moze zrob sobie tak, ze ustaw sobie normalny czas pracy, tak jak na normalnym etacie. Wypracujesz swoje 8godzin i "do domu" ;)) wowczas zajmiesz sie tym i owym a moze nawet zrobicie to razem kiedy Twoje Kochanie wroci z pracy. Moze zakupy robic tylko w weekendy, u mnie sie to sprawdza. Nie mowie o pieczywie bo to akurat kupuje ten z nas kto ma po drodze piekarnie, ale faktycznie pomyslec nad tym trzeba bo z dnia na dzien bedziesz miala wiekszy zal do siebie, Kochania i calego swiata. Najwazniejsze, ze zaczynasz cos z tym robic, ja tez sie organizuje, no przynajmneij takie mam plany hehehe

Majlook pisze...

Moja Kochana, jaki masz fajowy zegar!!!
zaraz ide zobaczyc skad to wzielas :PPP

Buziaki :***