poniedziałek, 14 września 2009

Ugotowałaś? To zapłać podatek.

Złota Kupa

Zaczynam się zastanawiać, czy nie powinnam założyć drugiego bloga. Bloga "Czerwono mi (ze zdenerwowania)". Bo wena nachodzi mnie na skutek ciśnienia, jak widzę. Wysokiego.

Pomysł rozważę, bo nie wydaje mi się głupi.

Do napisania kolejnego, tupiącego nogą posta na moim blogu zmotywował mnie wpis Kanalii oraz lektura pewnego artykułu w necie. Artykuł był o przedsiębiorcy z Bełchatowa, który od dwóch lat czeka na zwrot podatku VAT, Podatku zebrało się dużo (prawie kumulacja w totolotka), a urząd skarbowy ani myśli oddać wymyślając coraz to nowe powody do oddalenia terminu zwrotu.
Dzisiaj natomiast "Rzepa" wydrukowała informację o interpretacji przepisów podatkowych przez Izbę Skarbową w Katowicach na temat ...nieodpłatnej pomocy. Dla niezorientowanych zacytuję za artykułem, o tym, co owa Izba stwierdziła: "każda darmowa przysługa jest realnym zyskiem dla tego, kto z niej skorzystał. Trzeba ją więc wycenić i zapłacić podatek".

Płaci się już za sranie (ścieki), oddychanie (klimatyczna), bycie chorym, zdrowym, ewentualnie nieżywym, lub kalekim, za bycie właścicielem samochodu, psa, domu. Nie mogę się spóźnić o dzień z opłatami, bo straszą mnie komornikiem. Ale jak to ja mam otrzymać kasę - ROTFL, że tak to ujmę. Najlepiej byłoby, żebym zajęła się czymś, zapomniała i ewentualnie po paru latach poczuła się zaskoczona, że mi listonosz przekaz ze zwrotem/odszkodowaniem/innym roszczeniem przynosi. Bez odsetek rzecz jasna, ale z zaskoczenia i to się liczy, bo wtedy się o odsetkach nie myśli.

Teraz ktoś w Katowicach wpadł na pomysł, żeby opodatkować wzajemną pomoc. Ja rozumiem, że to chodzi o bank czasu. Ale bank czasu jest inną (elektroniczną) formą tablicy informacyjnej, czy "poczty pantoflowej", gdzie ludzie pisząc w Internecie poszukują pomocy w zamian za przysługę. I teraz okazuje się, że ludzie Ci oszukują Skarb Państwa, ponieważ nie płacą podatków z tego tytułu.

Co najciekawsze - klika miesięcy temu, grzebiąc w przepisach dotyczących użyczenia podjęłam z moim Kochaniem dyskusję. Dyskusja była gorąca, ale konkluzja taka: powinniśmy zgłosić się do US z wyceną naszego (mojego i Kochania) gotowania, prania, sprzątania i innych (z racji przyzwoitości nie wymienię) czynności w celu poddania się opodatkowaniu. Przecież formalnie jesteśmy dla siebie obcymi osobami. Heh. Nie pamiętam, jak skończyła się owa dyskusja. Podejrzewam, że Kochanie uspokoiło mnie jakimś stwierdzeniem w rodzaju: "przesaaaadzasz" sugerując mi na przykład, że za dużo czytam Orwella i Naomi Klein.
A tu BINGO! Katowicki urząd dziś powiada: "opodatkować".

Może ja się powinnam zająć podatkami i administracją? Bo wróżeniem tego nie nazwę. Ja tylko próbowałam - tak z czystej potrzeby wyładowania frustracji - wykoncypować do jakich absurdów możemy dojść w toku interpretacji przepisów podatkowych. Wyszło, że ...słowo ciałem się stało.

Pracę w zagródkach już przerabiałam, targety, kejsy, biznes kejsy, wskaźniki, kamery nad biurkiem i inwigilację poczty. Teraz jestem zwykłym prolem (G.O. 1984), ale niestety - klapek na oczy nijak naciągnąć nie mogę i siedzieć cicho również. Całe szczęście - nie tylko ja, bo pomyślałabym, że ze mnie jakaś wariatka.

I zastanówcie się, gdy babulinka jakaś poprosi o wtaszczenie siatek po schodach. Zza rogu wyskoczy potem urzędnik skarbowy - babulinkę hyc w kajdany, was za frak i kara za niepłacenie podatków.

5 komentarzy:

Majlook pisze...

A zakupami babulenki to kto sie zajmie? ;)) Zgadzam sie z Toba w calej rozciaglosci!!! Absurd goni absurd, az mi sie slabo robi czytajac takie rzeczy! Prawde mowiac zupelnie nie jestem zorienotowana w tych atrakcjach podatkowych w PL, ale co to francuskich to... jutro wlasnie mija termin wyplacania zwrotu podatkow, a my czekamy i czekamy...i nic... a ta kasa nam potrzebna jak cholera, szczegolnie, ze ta kwota jest zblizona do miesiecznych zarobkow R. ... no to jest na co czekac!! Ale szlag czlowieka trafia, bo wszyscy juz dookola dostali zwroty, a my nie!!
Ech wracam do garow...a raczej do grzybkow... i nikt mi tez za ta robote nie zaplaci... buuuuu

PKanalia pisze...

aż się boję dotknąć do mojej Naj... chipy w naszych głowach od razu doniosą o odniesionych korzyściach na skutek zalewu endorfin... samemu "pomańdrować" też się nie da... endorfiny to endorfiny, korzyść jest korzyść :)))))))..

oczywiście, że jest to fantastyczna, orwellowska wizja... ale taki właśnie jest ten mechanizm: "przesaaaadzasz"... straszenie karabinem zastąpiła subtelna strategia "salami"... co jest przesadą dziś, pojutrze będzie czymś, co będziemy uważać za normalność...

Bellis pisze...

Właśnie to Majeczko - za mieszanie w garach nikt nie zapłaci, ale po podatek się zgłosi.
A żeby oddali to jeszcze trzeba będzie dzwonić, pytać, poganiać, upominać się o swoje. Chodzić, składać pisma, odwołania...
Cyrk.
Piotrek, może nie mówmy głośno że mamy jakieś korzyści za darmo. Ja gotuję teraz obiad komuś kto nie jest moją rodziną. Nie wiem, czy to legalne... Swoja drogą słucham w radio, że nie ma się co przejmować, bo nikt tego nie wyegzekwuje. To po jaką cholerę nam prawo, którego się nie egzekwuje? Do ozdoby? Kraj tektury i lepienia na ślinę. Jedna wielka prowizorka.

Zoe pisze...

Nasz kraj zdecydowanie szybciej dorabia się kolejnych absurdów prawnych niż kolejnych kilometrów autostrad. A ja wciąż postuluję - wysłać tych baranów z Wiejskiej, niech trochę przy budowie dróg pomogą! Bo chłopcy w pomarańczowych kamizelkach się opierdalają i pomocna dłoń by im się przydała. Znaczne bardziej, niż kolejne pomysły jak tu złapać obywatela za kieszeń.

PKanalia pisze...

no to u mnie "part two" :)))...