środa, 17 września 2008

Przydzwoniona środa - jesień na całego

Dzisiejszy dzień był pełen chmur, siąpienia z tych chmur i niskiej temperatury. W pracy co chwila ktoś ze swojej zagródki kicha, albo smarka. Ogólnie ludzie rozkojarzeni na maxa. Zimno, szaro, pada. Plus taki, że człowiek patrząc przez okno nie ma parcia na wyrwanie się z roboty do lasu. Chciałabym coś pisać o pięknej, złotej jesieni. Zdjęcia jakieś porobić. A tu kiszka. Mogę co najwyżej zrobić zdjęcie kasztana (ładnego takiego, jeszcze świeżego i niepomarszczonego), co go moje Kochanie dzisiaj dla mnie z ziemi zebrało:). Kasztan został, niestety, w samochodzie. Co do samochodu to jak w tytule - został dzisiaj przydzwoniony.
Rzecz zadziała się na skrzyżowaniu, po deszczu. Ruszyłam na zielonym za sznurem samochodów. Byłam już prawie na środku, a tu widzę, jak gosć kilka metrów przede mną gwałtownie hamuje. Tak, że aż musiał skręcić, żeby nie przydzwonić w tego, co przed nim zahamował jeszcze gwałtowniej. Ja więc, coby nie zahamować na tym przede mną zahamowałam również. A na mnie zahamował facet jadący z tyłu. W zasadzie tylko huknęło, ja dostałam z zagłówka w makówkę, bobkowi (znaczy: pojazdowi, którym się przemieszczamy) nic się nie stało (jakiś taki plastikowy jest to amortyzował:)). Moje Kochanie zadziałało natychmiastowo. Wymieniło się telefonami z gościem i pogadało. Jak to dobrze mieć takiego obrotnego faceta. Tak mi się nie chciało nic robić... a on wszystko raz-dwa załatwił. Ogólnie wszystko skończyło się w porządku - tamtemu wygięła się tablica rejestracyjna, bobkowi się też trochę tablica wgniotła, a ja poczułam, jak mój płat czołowy przywitał się z czołem bezpośrednio. Facet jadący za nami po prostu próbował hamować na pasach, co jak wiadomo jest w czasie deszczu jak jazda figurowa na lodzie. Zatrzymał się na bandzie, którą został na tą krótką chwilę nasz samochodzik. Dzisiejszy dzień jest więc środą przydzwonioną. Dobrze, że obiadek zjedliśmy u babci, bo już bym spała na tej klawiaturze, a tak, jeszcze jakoś dotrę do łóżka. Jesień nadeszła - spać się chce i tego...

3 komentarze:

Majlook pisze...

Uwwwielbiam Cie czytac i az zaluje, ze skonczylas...tak wiem...sennosc wziela gore, wybaczam :)))
Ciesze sie nieziemsko, ze Twoj plat czolowy, czolo oraz bobek macie sie dobrze, no i dobze, ze Twoje Kochanie z Toba wowczas bylo, ja to bym z bezradnosci chyba typowa blond idiotke odegrala :P

Bellis pisze...

Hej Majeczko - moje wypociny stanowczo staram się ograniczać, bo kiedy smaruję takie powieści, jak o Licealistce, to mi się tego tasiemca potem czytać nie chce. Ale wezmę pod uwagę Twoje sugestie i od czasu do czasu tekst długaśny zapodam. Co do tego, że nam wszystkim się nic nie stało to też cieszę się - ja sobie mięsień tylko naciągnęłam w szyi, co było mało komfortowe w ciągu kilku następnych dni. A Ty wcale byś nie odegrała idiotki w tej sytuacji - ja Cię już znam :). P.S. właśnie mnie natchnęło na następny wpis... Buźka!

Majlook pisze...

Jenyyyyy zatem czekam na kolejna notke :)))
Z ta blondyna moze przesadzilam, ale mimo wszystko teraz to jakas upierdliwa sie zrobilam wiec mogloby byc bardzo wybuchowo :)))